Zaczynamy od Parc Guel zaprojektowanego także przez Gaudiego (kochają go tu w Barcelonie - wszędzie jest po nim pełno pamiątek), i cieszymy oczy tymi cudami. kilka fantastycznych pomysłów, kształtów i rzeźb, domki jak z bajki i ciekawe złudzenia optyczne - obowiązkowo do zobaczenia.
Rozdzielamy się. Grzegorz z Martą i Agą oglądają to, co my już widzieliśmy. Ja, tomek, Damian i Daniel zamierzamy zwiedzić stadion FCB i wjechać na Montujic kolejką linową z portu. Stadion oglądamy tylko z zewnątrz, okazuje się że w niedziele jest zamknięty dla zwiedzających. Pocieszamy się, że jeżeli w środku jest tak brzydki jak na zewnątrz, to nic nie tracimy. Kierujemy się do portu. Kupujemy bilety do wagonika kolejki linowej i powoli wjeżdżamy na Montujic oglądając z góry cale miasto. Na górze zamek warowny, po drugiej stronie wzgórza ogromny port towarowy. Po przechadzce na murach zamku schodzimy innym zboczem wzgórza - przez wioskę olimpijską - wprost na spektakl muzyczno wizualny na ogromnej fontannie. Spotykamy resztę naszej ekipy.
Spędzamy przy fontannach około 2 godzin i postanawiamy, że nie wracamy na noc do Lloret - kupujemy zapasy żywności i wina i zostaniemy na plaży. po drodze zahaczamy o wesołe miasteczko w porcie i szaloną karuzelę, pozbywamy się zapasów adrenaliny.
Po nocy na chłodnej już jednak plaży, zmęczeni ruszamy pieszo prze Ramblę na pociąg do Lloret. Mijamy panie bardzo lekkich obyczajów i ich opiekunów. Ktoś proponuje nam działkę jakiegoś narkotyku - Barcelona nocą jest zupełnie inna.
Wracamy przysypiając w pociągu - dośpimy już w łóżkach.